wtorek, 31 sierpnia 2010



Bielsko-Biała. Gdzie serce twoje, tam dom twój. Bardzo lubię to miejsce i nawet obecnie mieszkam, dzięki czemu ekipa Nervo/Circa mogła się rozbić w skromnych warunkach w moim domu. Na szczęście obyło się bez większych zniszczeń mimo iż w ruch poszły lejki, puszki, piłki, lotki, tarcze, kartony, materace i wszystko co było pod ręką.





Dzień w Bielu zastał nas... co za niespodzianka - deszczem. Plany były różne - od razu uciekać do Wrocławia, jechać do Czech na miejscówę w Fyrdku Mistku, jednak po prostu się rozpogodziło i zostaliśmy w Bba. Naszym przewodnikiem został Aram z Marcinem Myszką i resztą bielskiej ekipy. Po odwiedzeniu kilku spotów wylądowaliśmy na nowym, sporym gapie pod Tesco.





Ochotę do stestowania przeszkody wyrazili Jurek i Czapi. A także, na którego nikt nie stawiał po wczorajszej glebie - Ebi, choć podejrzewam, że gdyby poddali go kontroli antydopingowej to mógłby mieć ciężkie problemy na olimpiadzie. Nasz wspomanagny "Szampo-tajgerami" kaskader z uśmiechem na japie rzucił się i w pierwszej próbie prawie odjechał flipa. Później niestety zdekoncentrował się i... zaliczając kolejne gleby oznajmił "auuuua, ja już nie skaczę...". Przy okazji przekonaliśmy się też, że deski Nervous są najmocniejsze na świecie - dowody wkrótce! Ebi żałował później, że nie zrobił swojej sztuczki. I słusznie bo mógł to zrobić, niestety zwyciężył Dr. Eberta zwyciężył Mr. Hyde. Wieczorem delikatnie został odpalony bowl i kolejne szampotygrysy. Niektórzy bawili się świetnie, inni trochę mniej, tak czy inaczej ruszyliśmy w kierunku Wrocławia...
Idziesz później?? Włóż go luźniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz