środa, 1 września 2010



Do Wrocławia dotarliśmy koło godziny 1 w nocy. Bazą noclegową stał się hostel Avantgarde - cena przystępna, warunki dobre. Wszyscy padli jak kawki a rano... rano okazało się, że pada. I tak oto zrodziło się takie bardzo brzydkie (uwaga brzydkie wyrazy!) powiedzenie: Wiecie kto najlepiej napierdalał na tourze? DESZCZ!





I tak czekając aż przestanie padać zjedliśmy śniadanie, umówiliśmy się z resztą ekipy, pożegnaliśmy Andrzeja Jejka/Krasnoludka Rogalę, który musiał się zawijać do Warszawy i ruszyliśmy na miejscówkę PKP. Na szczęście wyszło słońce i powoli zaczęło schnąć, a PKP jest naprawdę ciekawym spotem. Od kilku lat miejscowi bmx-owcy i skejci budują tu przeszkody. Banki, rurki, wybitki, polejamy, grind boxy, quoterki i wiele innych - to właśnie oferuje PKP. Kamery wyciągnięte i zaczęło się kręcenie sekwencji. Swoje sztuczki nagrali Dominik Gałek, Kacper, Bartek Górka a reszta jeździła lub przebierała w położonym 5 metrów dalej sklepie z używaną odzieżą. Po 2 godzinach pobytu na miejscówie wszyscy byli przebrani - nowe garnitury, koszule, czapki: czysty styl i szyk.





Niestety, żeby nie było tak pięknie, zaczęło padać. To już stawało się nudne. Udaliśmy się na obiad i po zjedzeniu schabowych wielkości stołu okazało się, że znowu przeschło i możemy jechać na spoty. Po zastanowieniu się nad możliwościami padło na niebieską poręcz przy jednym z wrocławskich gimnazjów. Rail okazał się być taki jak powinien być - dobry najazd, nie za wysoki, nie za niski. I tutaj odblokował się Julek Wyszomirski, który momentami wydawało się tylko spogląda na swój nowy zegarek, odliczając czas do zakończenia touru. Na pierwszy ogień poszedł Czapi z crooksem, wystartował też Jurek, ale to właśnie Julek zmasakrował poręcz: fs board, 50-50, lipslide, fs smithgirnd za pierwszym zdaje się i na koniec feeble. Potem do zmroku katował flip front board - nie starczyło jednak czasu i sił na zrobienie tego triku.






Niestety następnego dnia najlepszym zawodnikiem okazał się ponownie DESZCZ. Padało i padało, nie było nawet szansy na przejaśnienie i suchość. Coż więc nam pozostało -schabowy na śniadanie i po krótkiej naradzie padła decyzja żeby olać skejtpark na Zajezdni (nie mieliśmy kasków) i jako że co po niektórzy mieli już pociągi do domów - powoli zaczęliśmy się rozjeżdżać. Wszystko co dobre się kiedyś kończy.
Dzięki wszystkim którzy byli i jeździli: Ebi, Czapi, Jurek, Julek, Górka, Krasnoludek, Kacper, Dominik Gałek, Seru i oczywiście największe podziękowania i hosanna na wysokości dla Miecza Mieczysława - Bartka Milczarka dzięki któremu cały tour się odbył! Wysoka piątka!
Podziękowania także dla firm, które wspierały tour: Nervous, Circa, Hate,
Vestal.
Dzięki także wszystkim których spotkaliśmy po drodze - Szatan, Plaster, Aram+Myszka+bielska ekipa, Kuba Bączkowski i wszscy inni! Dzięki i do zobaczenia!
I zdradze tylko w sekrecie, że już zaczynamy myśleć o następnych wyjazdach!
Pełna relacja z touru wkrótce w magazynie INFO, a być może także w innych mediach...
O beretach nic już nie jestem w stanie wymyślić, ale czekamy na propozycje!
Może nawet będzie jakaś nagroda!
PEACE!

wtorek, 31 sierpnia 2010



Bielsko-Biała. Gdzie serce twoje, tam dom twój. Bardzo lubię to miejsce i nawet obecnie mieszkam, dzięki czemu ekipa Nervo/Circa mogła się rozbić w skromnych warunkach w moim domu. Na szczęście obyło się bez większych zniszczeń mimo iż w ruch poszły lejki, puszki, piłki, lotki, tarcze, kartony, materace i wszystko co było pod ręką.





Dzień w Bielu zastał nas... co za niespodzianka - deszczem. Plany były różne - od razu uciekać do Wrocławia, jechać do Czech na miejscówę w Fyrdku Mistku, jednak po prostu się rozpogodziło i zostaliśmy w Bba. Naszym przewodnikiem został Aram z Marcinem Myszką i resztą bielskiej ekipy. Po odwiedzeniu kilku spotów wylądowaliśmy na nowym, sporym gapie pod Tesco.





Ochotę do stestowania przeszkody wyrazili Jurek i Czapi. A także, na którego nikt nie stawiał po wczorajszej glebie - Ebi, choć podejrzewam, że gdyby poddali go kontroli antydopingowej to mógłby mieć ciężkie problemy na olimpiadzie. Nasz wspomanagny "Szampo-tajgerami" kaskader z uśmiechem na japie rzucił się i w pierwszej próbie prawie odjechał flipa. Później niestety zdekoncentrował się i... zaliczając kolejne gleby oznajmił "auuuua, ja już nie skaczę...". Przy okazji przekonaliśmy się też, że deski Nervous są najmocniejsze na świecie - dowody wkrótce! Ebi żałował później, że nie zrobił swojej sztuczki. I słusznie bo mógł to zrobić, niestety zwyciężył Dr. Eberta zwyciężył Mr. Hyde. Wieczorem delikatnie został odpalony bowl i kolejne szampotygrysy. Niektórzy bawili się świetnie, inni trochę mniej, tak czy inaczej ruszyliśmy w kierunku Wrocławia...
Idziesz później?? Włóż go luźniej.

niedziela, 29 sierpnia 2010



Kraków niestety nas nie rozpieścił. Zwłaszcza jeśli chodzi o pogodę. Niestety. W piątek spotkaliśmy się z naszym ziomem Plastrem w parku Jordana i tam na skejtparku nastąpiła krótka rozgrzewka głównie polegająca na szczotkowaniu nawierzchni co by szybciej wyschła. Park parkiem, naklejki naklejkami, ale... naszym celem był nieodległy nowostworzony przez miejscowych skejtów DIY park. Niestety tam też było mokro i mimo przebłysków słońca wcale nie chciało schnąć. Mokra nawierzchnia a także narastająca mżawka skutecznie uniemożliła Gałkowi zrobienie tailslide pomiędzy dwoma quoterami, ale taki Kacper zaliczył ładny fs transfer, blunt fs out Czapi a Ebi nawciskał z 30 sztuczek: flip rock, 36 flip fakie, melon i mnóstwo innych. Deszcz przegonił nas z tej ciekawej miejscówy aż do Galerii Kazimierz. Jedzenie dają tam średnie, ale zaparkować łatwo. Wieczorem zaliczyliśmy murek pod górę przy stacji benzynowej i... znów zaczęło padać. Po szybkim sprawdzeniu nowej poręczy pod pewnym kościołem, której nie dało się zrobić z powodu mokrości nawierzchni. Jedyną możliwą opcją został pool, z której to opcji oczywiście skorzystaliśmy...











Wieczór skończył się we Pięknym Psie i Łodzi Fabrycznej. Albo odwrotnie.





Sobota zaczęła się deszczem. Ciąąąąąągle pada! Zdecydowaliśmy, że zostajemy i czekamy na pogodę. Po całym dniu niepowodzeń i moknięcia, następnej wizycie na poolu - czekanie się opłaciło. Wyschło. Od razu w auta i na rurkę pod kościołem. Po krótkiej zabawie w ciuciubabkę z jednooką siostrą rura została odpalona i po krótkiej walce Jurek Poleszczuk trzasnął krukieta a potem back lipa. Czapi podchodził do over crooksa, ale jego zapał skutecznie ostudziła mata jaką zaliczył Ebi. Próbując feeble zawinął się w chińskie osiem i wyrżnął o ziemię jak worek ziemniaków. Nie powiem, zdrętwiałem. Gleba nie wyglądała ciekawie. Po chwili jednak Ebi wstał, trochę może zakręcony... Ale on przecież zawsze jest zakręcony!
Po akcji rail ruszyliśmy jeszcze na plac przed Galerią Krakowską gdzie spotkaliśmy "przemiłego" ochraniacza, który zabronił nam jeździć na desce jeszcze zanim ktokolwiek zaczął jeździć. Wspólnie życzyliśmy mu satysfakcji z wykonywania tak przecież ambitnej pracy, zjedliśmy po Subwayu i ruszyliśmy w stronę Bielska...
Jesteś zły?? Załóż TRZY!!!

tekst i foto: Wojtek Antonów

piątek, 27 sierpnia 2010





Katowice! Piękne życie!
Na Paderewie jak zwykle byliśmy o trzy godziny za długo, choć w tym czasie siadło kilka ciekawych nagrywek a Czapi z Jurkiem Poleszczukiem polatali z wybitki. Było fajnie, ale w sumie Padrewa poszła tylko na rozgrzewkę więc ruszyliśmy pod Spodek.



I tu nastąpi zła informacja. Cały Spodek jest obecnie w remoncie, który polega na wymianie marmuru na przepaskudną kostkę. Dzieńdobry, przepraszam, dankeszyn. Dlatego między innymi nie działa i nie będzie działać 16 schodów z poręczą po środku na którą co po niektórzy nerwusowcy mieli ochotę ugryźć. Nic to, Spodek poza tym zaoferował nam dwie inne ciekawe miejscówki gdzie siadło co miało siąść. A Ebi siadł parę razy na swoim biodrze. Śmiechu była cała beczka i przy okazji prawie wzięliśmy udział w sesji mody - co przez chwilę skuecznie odwróciło uwagę chłopaków od deskorolki.








Wracając zahaczyliśmy o mały banczek pod rondem sztuki. Zwykle jest tam "krótka piłka" i ochrona dziękuje skejtom po paru minutach. Nam się udało spędzić tam aż za dużo czasu. A Serek zrobił sekwencje z manualem zakończonym w tramwaju.
Ogólnie Katowice tym razem rozczarowały. Zero gitów, nikt nas nie chciał bić, policja ani ochrona nie interweniowały, a ludzie byli mili. Byle tak dalej!






Dzisiaj Kraków. Wczoraj zaczęło się lekkim piwem, rano padało więc można było pospać chwilę dłużej, ale właśnie się przejaśnia, więc idziemy na deskę!
Idziesz zaraz? Włóż dwa naraz!

tekst i foto: Wojtek Antonów















A słowo ciałem się stało i... GOOD TO BE FREE AGAIN Nervous/Circa/Hate Tour odpalił. Na pokładach NerwoBusa i CircaBusa znaleźli się szef Bartek Milczarek i ekipa: Bartek Górka, Dominik Gałek, Piotr Ebert, Kacper Jakóbczyk, Jacek Ostaszewski, Andrzej Rogala, Jurek Poleszczuk, Julek Wyszomirski, Michał Świeżak Karlikowski. Na gościnnych występach w ekipie CircaBusa znalazł się też Chris "the Chees" Sereczyński.




Pierwszym spotem była Częstochowa i placyk w parku tuż obok klasztoru na Jasnej Górze, tuż obok trasy wszystkich pielgrzymek. Placyk dzielnie przyjął napór spragnionych jazdy skejcików a wieczorem udaliśmy się do spać do, uwaga, DOMU PIELGRZYMA. Choć noc była mega spokojna to jednak rano zastaliśmy pożegnani stwierdzeniem: "Nie jesteście godni miana pielgrzymów!" A naprawdę było spokojnie!








Drugi dzień w Świętym Mieście przyniósł kilka dobrych trików na nowym częstochowskim spocie - Amfiteatrze. Jurek i Ebi dali rade - 36 i bs flip przez gap, reszta pozdzierała łokcie i pozbijała stopy próbując sw flipów i bs overcrooked na podwójnej poręczy.
Ekipa odwiedziła jeszcze kilka spotów, poszło kilka sztuczek i NerwoBus z CircaBusem ruszyły w stronę Katowic. Dziś jesteśmy na Paderewie, potem na spotach. Jutro Kraków.
Idziesz już? Beret włóż!



tekst i foto: Wojtek Antonów